Wewnętrzne procesy praktykującego wg Maury Sills: gdzie naprawdę dzieje się uzdrawianie
- Jacek Rypuła
- 28 paź
- 2 minut(y) czytania
W biodynamicznym podejściu do człowieka jest miejsce, w którym uzdrawianie nie jest czynnością, lecz wydarza się samo. Maura Sills nazywa tę przestrzeń pustką i ciszą. To nie nicość, lecz pełnia potencjału chwili. Kiedy przestajemy „robić” i zaczynamy być, system zaczyna układać się sam — zgodnie z mądrością, którą zawsze w sobie nosi.

Równowaga, czyli przestrzeń na wszystko
Jedną z najtrudniejszych jakości do wypracowania jest equanimity — równowaga rozumiana jako przestrzeń na wszystko. To nie jest „miłe uczucie”, tylko zdolność serca i układu nerwowego do przyjmowania pełnego spektrum doświadczeń: komfortu i tarcia, jasności i zamętu, radości i bólu. Równowaga wyrasta ze zdolności do przyjmowania. Im węższa nasza przepuszczalność, tym bardziej kurczy się pole spotkania. Im większa — tym więcej może się wydarzyć bez przymusu.
Ucieleśnienie: bez ciała nie ma całości
Sills przypomina intuicję wielu tradycji: „W tej formie, o długości jednego sążnia, zawarte są wszystkie odpowiedzi”. Ucieleśnienie nie jest dodatkiem do pracy wewnętrznej, ale jej warunkiem. Częściowe ucieleśnienie = częściowe przebudzenie. Do pełni nie „myśli się” drogą konceptów — wchodzi się w nią całym sobą: oddechem, kośćmi, tkanką uczucia, obecnością.
Trzy poziomy wpływu: od odruchu do rezonansu
Sills rozróżnia trzy sposoby, w jakie odbieramy informację z pola relacji:
Reaktywność — automatyczny impuls (pociąg–odpychanie), który pożera całą naszą uwagę. To ludzkie i bywa energetycznie piękne, ale łatwo zniekształca rzeczywistość i zawęża przestrzeń świadomości.
Responsywność — świadome spotkanie tego, co jest. Nie chodzi o analizę, ale o otwartość na bycie poruszonym; o gotowość, by coś naprawdę do nas dotarło.
Rezonans — najgłębszy wymiar słuchania, gdzie sens kondensuje się bez słów. Nie „rozumiemy” liniowo; słyszymy bezpośrednio pole współobecności. To tutaj otwiera się brama do pełnej równowagi.
Obecność terapeutyczna: praca poprzez wpływ w sobie
„Co robić, gdy uzdrawianie się wydarza?” — pyta Sills. Odpowiedź jest prosta i wymagająca: pracować poprzez to, co proces wywołuje we mnie. Brać pełną odpowiedzialność za wpływ, który odczuwam — zamiast rozstrzygać, „czyj to materiał”. Na głębokim poziomie to rozróżnienie traci znaczenie. Ważniejsze jest, by nie zaciemniać pola własną obroną, tylko rozwijać przepuszczalność i ugruntowaną obecność.
Nierozdzielne pole relacji
Gdy terapeuta potrafi pozostać w kontakcie z własną głębią, a klient — nawet jeśli jeszcze nieświadomie — współbrzmi z tą głębią, oddzielenie mięknie. Uzdrawianie staje się ruchem w polu „pomiędzy”, który przemienia obie strony. To nie praktyka „robienia na kimś”, ale współpowstawanie — delikatne, a zarazem potężne.
Cztery jakości serca i owoc mudity
Wraz z równowagą współpowstają jakości serca: miłująca dobroć, współczucie, bezstronność oraz mudita — współradość. Mudita to cicha pewność rodząca się z praktyki: raduję się dobrem drugiego, bo ufam procesowi. Nie z teorii, nie z książek — z samego bycia z ludźmi.
Prosta praktyka na koniec
Zatrzymaj się na chwilę.
Poczuj ciało, oddech, uderzenia serca.
Zauważ cokolwiek przychodzi — i daj temu miejsce.
Sprawdź: czy działasz z odruchu, czy odpowiadasz z przestrzeni?
Pozwól, by to, co dotyka, naprawdę cię dotknęło — łagodnie, świadomie.
Nie ma drogi na skróty. Świadomość sama w sobie jest uzdrawiająca. A praktyka polega na tym, byśmy stawali się coraz bardziej zdolni do jej przyjęcia — w ciele, w relacji, w życiu.



Komentarze